Rozdział 8
Ranek przyszedł stanowczo zbyt szybko. U opiekunki Domu
Lwa pojawiła się, więc, czwórka niewyspanych uczniów. Kobieta przyglądała im
się zza biurka mrużąc oczy.
-Długo myślałam nad stosowną karą dla was. – Zaczęła
surowo, prostując plecy. – Wasz szlaban trwał będzie tydzień. – Z gardła
Rogacza wyrwało się westchnienie ulgi. – Ale odbieram Gryffindorowi po 10
punktów za każdą z osób. Ponadto będziecie odbywać szlaban w parach. – Lily
wstrzymała oddech i zaczęła powtarzać w duchu. „Tylko nie Potter, nie Potter”. –Pan Black i Pan Lupin zajmą się
sprzątaniem nieużywanego korytarza na 10 piętrze. Natomiast Panna Evans i Pan
Potter uporządkują składzik nieużywanych książek na 4 piętrze. – Jams
uśmiechnął się wniebowzięty na wieść, że przez tydzień, co wieczór będzie
przebywał w towarzystwie Evans. Ruda
pokiwała głową z rezygnacją.
-Możecie już iść. –Powiedziała kobieta zajmując się
jakimś pergaminem leżącym na biurku.
Gryfoni ze spuszczonymi głowami wyszli z gabinetu nauczycieli.
-Ha! – Wykrzyknął Syriusz. – Myślałem, że będzie gorzej!
– Evans tylko zgromiła go wzrokiem i szybkim krokiem ruszyła przed siebie. –Ej!
No aż tak nas nie lubisz, że nie możesz z nami iść.
-Nie Black. – Odparła dziewczyna. – Po prostu chcę
sprawdzić czy Rachel wróciła.
***
Zapłakana brunetka weszła chwiejnie do dormitorium i nie
zwracając uwagi na okrzyki przyjaciółek opadła na swoje łóżko.
-Rachel gdzie byłaś? – Wykrzyknęła Dorcas podbiegając do
dziewczyny. – Martwiłyśmy się! - Lopez
nie odezwała się tylko pociągnęła nosem.
-Coś się stało? – Zapytała zaniepokojona Ann, kucając
przy łóżku zapłakanej dziewczyny. Brunetka pokiwała głową. Do sypialni wpadła
jak burza Lily. Jej wzrok omiótł scenę, jaką zastała i szybko dopadła do
Rachel.
- Kochanie! Co Ci jest? Ktoś Cie skrzywdził? – Zapytała
ze strachem rudowłosa. Lopez odetchnęła głęboko i usiadła na łóżku. Współlokatorki z dormitorium również
rozsiadły się na jej łóżku.
-Zacznę od początku. – Szepnęła dziewczyna. – Dwa lata
temu z rodzicami byłam na wakacjach, na biwaku. Nie daleko nas rozbiła się
rodzina Quick. Polubiłam się z ich o rok starszą córką Tamarą. Spędzałyśmy
razem mnóstwo czasu do chwili, aż nie poznałyśmy Andrew. – Przerwała na chwile,
aby oddać się wspomnieniom. – Obu nam bardzo się spodobał. I ja.. Nie jestem z
tego dumna, ale ośmieszyłam i upokorzyłam Tamarę, przed nim. –Dziewczyny
słuchały z uwagą opowieści przyjaciółki. Lily zmarszczyła brwi rozmyślając nad
czymś. – Ostatnio poznałam fantastycznego chłopaka. – Kontynuowała swoją
opowieść Rachel. – Nasza znajomość bardzo szybko przerodziła się w coś
głębszego. Ja..ja przespałam się z nim. – Wyszeptała zgnębiona dziewczyna. – A
potem między nami układało się coraz lepiej! Aż do wczoraj.. Zaciągnął mnie na
randkę do zakazanego lasu. Czekała tam na nas Tamara. – Lopez musiała uspokoić
się, aby kontynuować opowieść. – Okazało się, że cała sytuacja z Benem była
zmanipulowana przez nią! Rozumiecie? Dałam się tak okropnie wykorzystać! –
Zakończyła mówić a z jej oczu popłynęły łzy. Lily podeszła na czworakach do
brunetki i objęła ją mocno.
-Ciii już dobrze. – Wyszeptała jej do ucha.
-Nic nie jest dobrze. – Zawyła Lopez zachodząc się od
płaczu. Dorcas i Ann też dołączyły do uścisku.
-Nie martw się. – Powiedziała Meadowes. – Zemścimy się na
niej!
-Nie wiem, czy chce zemsty! Sama sobie na to zasłużyłam!
-Nawet tak nie mów
Rachel! – Krzyknęła blondynka. - Może i
zachowałaś się źle wobec tej całej Tamary, ale ona postąpiła po stokroć gorzej.
A najlepiej to wykastrować tego całego Bena!
-Ale.. – Zaczęła zapłakana dziewczyna. – Ja go kocham..
Chyba.
-To chyba czy na pewno? – Dorcas spojrzała na
przyjaciółkę mrużąc powieki. Lopez
zamrugała kilka razy.
-Nie wiem. To, co do niego poczułam było takie inne niż
wszytko do tej pory. – Mruknęła.
-Ale chyba do niego nie wrócisz? – Odgarnęła brunetce
włosy z twarzy. Dziewczyna pokręciła głową.
-Nigdy! – Chcąc zmienić temat zapytała. – A jak impreza?
-Daj spokój. – Westchnęła Evans. – Ja, Potter, Black i Lupin mamy szlaban.
-Daj spokój. – Westchnęła Evans. – Ja, Potter, Black i Lupin mamy szlaban.
-Masz szlaban? – Wykrzyknęły Dorcas i Rachel w tym samym
momencie. Ruda pokiwała głową.
-Na dodatek w parze z tym kretynem, mamy porządkować
jakiś skład książek.
-Kto jest tym „kretynem”. – Zapytała nie rozumiejąc nic
McKade, na co pozostałe dziewczęta wybuchły śmiechem.
***
-Dobra Łapo! – Mówił brunet do niewielkiego lusterka. –
Jestem na pozycji! Mów jak będzie szła.
-Okej. – Odpowiedziało odbicie. O dziwo nie pokazywało
ono osoby w niego patrzącej tylko, przystojnego, ciemnowłosego chłopaka z
zawadiackim uśmiechem. – Rogaczu przygotuj się.
Zza korytarza wyszła niewysoka blondynka, James wychylił
się lekko i wycelował różdżką w torbę, którą niosła na ramieniu.
-Diffindo! – Pasek od torebki się urwał a wszystkie
książki rozsypały się po podłodze. Chłopak uśmiechnął się do siebie.
-Expulso. – Tym razem wycelował w książki, kiedy Marlena
się po nie schyliła te podfrunęły do góry i rozsypały się na wszystkie strony.
Dziewczyna zamknęła oczy i rozeźlona rozejrzała się po korytarzu. Potter zatarł
ręce i przygotował się na finał. Zobaczył, że Peter lekko wychyla się zza rogu,
więc po raz ostatni wycelował różdżką w McKinnon.
-Incarcerous!
– Blondynka krzyknęła zaskoczona, kiedy grube sznury zaczęły oplatać jej ciało.
Glizdogon wybiegł ze swojej kryjówki i ukląkł przy Marlenie.
-Pomożesz mi?
– Zapytała dziewczyna nie mogąc się poruszyć. Chłopak pokiwał głową i
powiedział z powagą.
-Po to tu
jestem! – Wycelował różdżką w sznury.
-Diffindo!
–Zapiszczał, a sznury zaczęły opadać. Blondynka z ulgą rozcierała nadgarstki.
-Dziękuje Ci!
– Powiedziała z uśmiechem. – Nie mam pojęcia, kto to mógł zrobić!
-Ja też nie.
– Skłamał Peter. – Ale wielu jest łobuzów w Hogwarcie. – Pettigrew pozbierał
książki należące do dziewczyny. – To jest chyba Twoje. – Wyjąkał i podał je
właścicielce.
-Tak, dzięki. – Mruknęła Marlena naprawiając
torbę machnięcie różdżki. – Tak w ogóle jestem Marlena McKinnon!
-A ja Peter
Pettigrew!
-Wiem,
kojarzę Cie z zielarstwa. – Wyznała dziewczyna. – Cóż, na mnie chyba już czas.
-Może
odprowadzić Cie tam, dokąd zmierzasz? – Zapytał chłopak zanim pomyślał. Kiedy
Blondynka rzuciła mu zdziwione spojrzenie zaczął się jąkać.- To znaczy… Ktoś
Cie zaatakował przed chwilą i.. – Marlena posłała mu ciepły uśmiech.
-Idę do
biblioteki. – Wyznała. – Jak chcesz możesz mi towarzyszyć. – Peter pokiwał gorliwie
głową i podążył za dziewczyną. James ściągnął z siebie pelerynę niewidkę. Po
chwili dołączył do niego Syriusz.
-Ach! –
Westchnął Black. -Nasz mały dorasta.
-Masz racje
Łapo. Jak ten czas szybko leci! – Syriusz wybuchł śmiechem, po czym przeciągnął
się.
-Wiesz, co
Rogaczu, właściwie to jestem głodny. –Potter spojrzał na przyjaciela.
-Właściwie to
ja też. – Mruknął okularnik.
Obaj ruszyli
w kierunku Wielkiej Sali gdzie właśnie trwa obiad. Po drodze mijali grupy
rozchichotanych dziewcząt, które usiłowały zwrócić na siebie ich uwagę. Ręka
Jamesa odruchowa powędrowała do włosów, powodując na głowie jeszcze większy
nieład. Syriusz natomiast mrugał do dziewczyn i posyłał im delikatne uśmiechy.
W holu dostrzegli grupkę ślizgonów, a wśród nich Snape’a. Black spojrzał
znacząco na towarzysza, kiedy Potter skinął głową, krzyknął:
-O, kogo my
tu mamy! Smarkerus! – Osoby zgromadzone w Sali Wejściowej roześmiały się, a
twarz ślizgona pokryły czerwone plamy.
-Odwal się
Black! – Syknął przez zaciśnięte zęby chłopak. James roześmiał się i zaczął się
bawić różdżką.
-Snape, czy
my już nie rozmawialiśmy na temat okazywania nam szacunku? – Zapytał spokojnie
okularnik. – Chyba będziemy zmuszeni dać Ci kolejną lekcje.
Severus
wyszarpnął różdżkę z kieszeni szaty, jednak Syriusz był szybszy i rozbroił go.
Snape rzucił się w kierunku różdżki. James machnął swoją a uczeń Slytherinu
uniósł się w powietrze ponad głowami zgromadzonego tłumu.
-Widzisz
Snape i tak się kończy brak szacunku. – Pouczył go Rogacz podchodzą bliżej,
nadal utrzymując chłopaka w powietrzu.
-Puść go! –
Dobiegł go krzyk zza placów. Nie opuszczając różdżki odwrócił się w kierunku, z
którego dobiegał hałas.
-Lily
kochanie! – Wykrzyknął Potter z uśmiechem.
-Nie mów do
mnie kochanie i opuść Snape’a na dół. – Warknęła rudowłosa dziewczyna mrużąc
oczy.
-Evans nie
unoś się tak! – Powiedział Syriusz podchodząc do niej. – Pamiętaj, że złość
piękności szkodzi a tobie już jej niewiele zostało! –Słowa Łapy spowodowały
kolejny wybuch śmiechu. Lily uśmiechnęła się słodko i zamrugała zalotnie oczami
do chłopaka.
-Black,
szlaban! Od dziś.. nie zaraz teraz trwa szlaban profesor McGonagall.. Czyli za
tydzień stawiasz się w gabinecie prefektów o 18 na szlaban to samo Potter. –
Syriusz i James wymienili posępne spojrzenia. – Jeżeli natychmiast Severus nie
wyląduje na ziemi wasz szlaban potrwa miesiąc!
Rogacz
niechętnie i nie delikatnie opuścił ślizgona na ziemie. Chłopak nawet nie
spojrzał w stronę Lily, zabrał swoją różdżkę i udał się do lochów.
-Dlaczego to
zrobiłaś? – Zapytał Potter, kiedy tłum gapiów zaczął się przerzedzać.
-Jestem
Prefektem! A to jest łamanie regulaminu!-Odpara, Black prychnął.
-Jakoś, kiedy
złamaliśmy regulamin ratując Ci życie nie dałaś nam szlabanu. –Powiedział
chłodno mierząc rudowłosą wzrokiem.
-Black
naprawdę porównujesz znęcanie się nad kimś do ratowania życia? – Zapytała
szyderczo, zaciskając usta.
-Przecież,
sama powiedziałaś, że Snape brał udział w napadzie na Ciebie! – Krzyknął Potter
podchodząc do Lily.
-Owszem, ale
to nie znaczy, że macie się nad nim znęcać przy wszystkich! – Mruknęła
uciekając wzrokiem. Dopiero teraz zauważyli, że ich rozmowie przysłuchuje się
Remus.
-Co to niby
znaczy? – Zapytał się wściekły Black.
-Oj Łapo, nie
rozumiesz? – Lupin postanowił się wtrącić do rozmowy. – Zaatakowaliście go
przed Wielką Salą, a w środku są nauczyciele i Dyrektor. Widziałem, jak
McGonagall już do was wstaje, ale zobaczyła Lily i odpuściła. Uwierz mi ona dałaby
wam coś więcej niż zwykły szlaban.
-Czyli mam
może jeszcze podziękować Evans za to? – Zapytał nie dowierzając Syriusz.
-Nie ma, za
co. - Powiedziała Lily słodkim tonem, po
czym weszła do Wielkiej Sali. W drzwiach zderzyła się z jakąś blondynką, która
spojrzała na nią z góry zimnym wzrokiem.
-Uważaj jak
łazisz Evans. – Warknęła dziewczyna.
-Ty lepiej uważaj,
na kim się mścisz Quick.- Odparowała Evans. Chłopcy spojrzeli po sobie usłyszawszy
tą dziwną wymianę zdań, po czym ruszyli za rudowłosą do Wielkiej Sali.
***
-I ja było na
randce? – Zapytał się Syriusz, Glizdogona który wpatrywał się w ogień na
kominku. Dorcas siedząca na kanapie spojrzała zdziwiona na Łapę.
-Peter miał
randkę? – Black pokiwał głową, Pettigrew natomiast oblał się szkarłatnym
rumieńcem
-No i jak
było? – Dopytywał się Syriusz. Peter westchnął głęboko.
-Nie było
żadnej randki. – Mruknął wbijając wzrok w podłogę.- Odprowadziłem ją do
biblioteki i tyle.
-Nie
zaprosiłeś jej nigdzie? – Rozczarował się brunet marszcząc czoło. – My z
Rogaczem dajemy Ci szansę na podryw a ty tak ją marnujesz!?
-Daj mi
spokój. – Powiedział cicho krępy chłopak, zapadając się w fotel. Z dormitorium
chłopców wyszli James i Remus.
-Łapo,
idziemy na szlaban? – Zagadnął Potter z zawadiackim uśmiechem. Black skrzywił
się lekko i pokiwał głową.
-James, po
raz pierwszy widzę, żebyś się cieszył szlabanem! – Stwierdziła Meadowes z
przekąsem. Chłopak pochylił się nad nią.
-Wiesz Dor,
nigdy jeszcze nie miałem szlabanu w towarzystwie ślicznej, upartej, pani
prefekt. –Dziewczyna roześmiała się.
-Szkoda
tylko, że ona nie podziela twojego zapału. – James zasępił się i wyszedł bez
słowa z Pokoju Wspólnego.
-Musisz być
taka? – Naskoczył na nią Black. Brunetka uniosła brwi.
-Uwierz mi,
nikomu bardziej niż mi nie zależy żeby się w końcu dogadali. – Zaczęła
dziewczyna. – Ale znam Lily, ona mu nie ulegnie.
-To się
jeszcze okaże. – Odparł złowrogo Syriusz, oddalając się w stronę dziury pod
portretem. Meadowes pokręciła głową i
zebrała swoje książki. Nie żegnając się z Peterem udała się do sypialni.
W tym samym
czasie Lily, James, Syriusz i Remus stali w gabinecie McGonagall.
-Proszę o
wasze różdżki. – Rozkazała kobieta. Czworo winowajców z ociąganiem podało swoje
skarby kobiecie. –Dobrze teraz ja zaprowadzę Pannę Evans i Pana Pottera na ich
szlaban, a panom. – Wskazała na Remusa i Syriusza. – Drogę pokaże pan woźny.
Lily idąc za
opiekunką domu zastanawiała się czy nie dałoby się jakoś skrócić tego szlabanu.
Każda godzina spędzona w obecności Jamesa Pottera ciągnęła się w nieskończoność
i była dla niej już stosowną karą. Po
kilku minutach milczenia dotarli do owego składziku. Rogacz jęknął cicho widząc
ilość książek zgromadzonych w środku.
-Waszym
zadaniem będzie.- Zaczęła kobieta z lekkim uśmiechem.-Poukładanie wszystkich
książek wewnątrz tego pomieszczenia. – Przerwała na chwilę przyglądając się
dwójce uczniów, na twarzach, których malowało się przerażenie. – Ponadto
wszystkie pozycje mają być poukładane tematycznie.
Evans
zmarszczyła czoło i odezwała się cicho.
-Zdaje sobie
sprawę ile jest tu książek? To zajmie nam miesiąc! – Potter gorliwie pokiwał
głową.
-Ma wam to
zająć tydzień. – Odparła surowo kobieta, zamykając za gryfonami drzwi.
Rudowłosa
dziewczyna rozejrzała się po wnętrzu składziku. Odetchnęła głęboko a jej nos
wypełnił zapach kurzu i zapach starego pergaminu. W innych okolicznościach
cieszyłaby się z perspektywy spędzenia czasu wśród starych ksiąg.
-Od, czego
zaczniemy? – Zapytał się jej towarzysz przerywając cisze. Lily popatrzyła na
półki i powiedziała.
-Najlepiej
będzie najpierw porozdzielać książki na kupki tematycznie, a potem ułożymy je
na półkach. –Potter pokiwał głową.
-Chyba
szybciej pójdzie jak się rozdzielimy. – Zaproponował brunet.
-Tak, trzeba
tylko ustalić gdzie, jakie tematy będziemy kłaść. – Odparła dziewczyna. – Może
cześć zróbmy razem, a potem się rozdzielimy.
-Mi pasuje! –
Powiedział James podwijając rękawy. Wziął do ręki pierwszą książkę.-„101
Trujących roślin” To chyba kategoria zielarstwo. –Stwierdził chłopak, Lily
pokiwała głową i wzięła kolejną pozycję.
-„Najciekawsze
choroby XVIII wieku” – Przeczytała na głos. – To położę na boku. Jeżeli trafi
się jakaś książka o chorobach to..
-Tak wiem. –
Przerwał jej brunet ze śmiechem.- Na ten stos.
Pierwszy rząd
książek rozpracowali zaskakująco szybko, później każde z nich zajęło się innym.
Lily wzięła do ręki starą książkę, ze starannie wykaligrafowanym tytułem „
Najpotężniejsze Eliksiry”.
-Potter. –
Zaczęła ruda a okularnik spojrzał na nią pytająco. – Myślisz, że McGonagall
miałaby coś przeciwko temu jakbym sobie pożyczyła tą książkę?
-Nie wiem,
zależy od humoru. – Stwierdził chłopak. – A po co Ci taka książka?
-No wiesz.-
Zaczęła Evans. – Jak chce się zostać uzdrowicielem to trzeba znać takie rzeczy.
-Chcesz być uzdrowicielem?
– Niedowierzał Potter. Lily zmrużyła groźnie oczy.
-Coś się nie
podoba? – Zapytała zaczepnie dziewczyna.
Chłopak pokręcił głową.
-Nie jasne, że ni tylko twoi pac jęci pewnie będą
myśleli, że trafili do raju! – Wyszczerzył zęby chłopak, odkładając jakiś gruby
tom na półkę.
-Bardzo śmieszne. – Mruknęła ruda, kładąc książkę na bok
i biorąc się za kolejne pozycje. Po jakimś czasie westchnęła.
-Zróbmy sobie przerwę. –Zaproponowała, na co James
przystał z chęcią. Rudowłosa usiadła pod ścianą i zaczęła przeglądać książkę o
eliksirach. Brunet przez chwilę porozglądał się po wszystkich ścianach, po czym
jego wzrok padł na dziewczyną siedzącą naprzeciw. Kosmyk włosów wymknął się ze
starannie związanego kucyka i teraz przylegał jej do obsypanego piegami
policzka. Jej oczy przesuwały się po niewidocznym dla niego tekście w opasłym
tomie o miksturach.
-I jest tam coś ciekawego?- Zapytał Potter nie mogąc się
powstrzymać. Lily kiwnęła tylko głową
nie odrywając wzroku od książki. –Może powiesz mi, co takiego?
Evans westchnęła ciężko i spojrzała na swojego partnera w
tym szlabanie. Na nosie miał kurz podobnie jak na całym ubraniu. Okulary lekko
przekrzywiły mu się na nosie a włosy miał w jeszcze większym nieładzie niż
zazwyczaj.
-Słyszałeś o eliksirze zapomnienia? – Odezwała się po
chwili. James pokręcił głową. – To taki wywar, po którym zapominasz ostatnie
wydarzenia ze swojego życia. Właściwie jego nazwa pochodzi od zaklęcia
zapomnienia, ale eliksir jest bezpieczniejszy. –Okularnik zmarszczył czoło.
-Dlaczego bezpieczniejszy? – Rudowłosa zatknęła samotny
kosmyk za ucho i zaczęła tłumaczyć.
-Nad zaklęciem nie panujesz. –Zaczęła. – Nie wiesz ile
pamięci wykasujesz, natomiast eliksir wymazuje tylko ostatnie kilka tygodni z
twojego życie. Osoba niepamiętająca, co robiła przez 3 tygodnie wzbudza
mniejsze podejrzenia niż taka, która nie pamięta kilku lat.
W składziku zapadło milczenie. Dwoje gryfonów wpatrywało
się w siebie intensywnie.
-Masz racje. – Stwierdził w końcu chłopak. – Pewnie antidotum
na to nie ma?
-Nie ma, tu pisze, że wiele osób usiłowało je stworzyć. –
Powiedziała Lily przekręcając stronę w książce. –Jest nawet częściowy przepis
jednak dalej nikt nie wie, co dodawać.
-Może ty nad nim popracujesz? – Zaproponował Potter.
Evans spojrzała na niego z irytacją.
-Ja?
-W końcu jesteś najzdolniejsza w te klocki w szkole! –Wykrzyknął
chłopak. Lily roześmiała się.
-James, żeby stworzyć antidotum do jakiejś trucizny
trzeba mieć doświadczenie, niesamowitą wiedze na temat nie tylko eliksirów, ale
też roślin i zwierząt.
-Roślin? – Zdziwił się chłopak.
- A co dodajesz do wywarów? Sproszkowany korzeń
mandragory, albo oczy traszki… - Powiedziała z westchnieniem, jakby tłumaczyła
coś banalnego.
-Nie pomyślałem, że taki uzdrowiciel musi mieć to
wszystko w małym palcu. – Niedowierzał brunet, Lily skrzywiła się.-Czemu chcesz
być uzdrowicielem skoro to taka ciężka praca?
-Chce pomagać ludziom. –Mruknęła, chłopak chciał coś
powiedzieć jednak drzwi od składziku się otworzyły a na progu stanęła opiekunka
ich domu.
-Na dziś koniec.- Powiedziała oddając im różdżki. –
Oczekuję was tutaj pojutrze.
-Pani profesor!- Zaczęła Lily, kobieta spojrzała na nią z
uwagą. – Mogłabym pożyczyć tą książkę do końca szlabanu? – Kobieta wzięła
opasły tom, aby przeczytać tytuł.
-Po, co Ci taka książka? – Zapytała podejrzliwie kobieta.
Rudowłosa już chciała odpowiedzieć, ale James był szybszy.
-Lily planuje zostać uzdrowicielem. – Odparł z powagą. –
Musi znać potężne eliksiry, aby później móc pomagać ludziom.
McGonagall spojrzała najpierw na Pottera a potem na
Evans.
-Dobrze, możesz pożyczyć tą książkę, ale tylko do końca
szlabanu. – Zawyrokowała. – Ten zbiór jest zarezerwowany dla nauczycieli. –Gdy tylko
skończyła mówić odwróciła się na pięcie i odeszła. Dwójka Gryfonów poszła za
jej przykładem.
-A ty masz pomysł km chcesz zostać? – Zapytała cicho Lily
w drodze do wieży.
-Cóż na początku chciałem grać w Quidditcha, ale w tych czasach
chyba bardziej potrzebni są Aurorzy niż gracze. – Odpowiedział spokojnie. Evans
chwilę milczała.
-To niebezpieczny zawód. – Stwierdziła.
-Mój ojciec jest Aurorem i mówi, że kiedy Voldemort zyska
jeszcze więcej mocy żaden zawód nie będzie bezpieczny.
-Twój ojciec to mądry człowiek. – Powiedziała dziewczyna.
Potter roześmiał się.
- Po kimś to musiałem odziedziczyć. – Lily uśmiechnęła
się lekko i weszła do wierzy.
Kilka zdjęć:
Zapłakana Rachel
Tamara na korytarzu przed wielką salą
Już nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział , liczę na więcej (i częściej :D) . Naprawdę wspaniale się czyta ;)) .
OdpowiedzUsuń